Termin „Deep State” (dalej: DS) oznacza różne rzeczy dla różnych ludzi. Np. dla amerykańskich konserwatystów jest to uosobienie wszelkiego zła, diabolicznego światowego rządu lewaków, takiej dawnej masonerii. Ja używam tego terminu w zupełnie innym znaczeniu.
Otóż dla mnie DS oznacza ciągłość. DS to konkretni ludzie, którzy pełnią różne funkcje w rządzie, wojsku lub służbach specjalnych albo kiedyś je pełnili. Ci ludzie przez dziesięciolecia pozostają w formalnym lub nieformalnym związku z polityką danego państwa, na którą wpływają – często nieoficjalnie, nadając jej trwały kierunek. Zmieniają się rządy, reżimy, systemy polityczne – a oni trwają. DS to często wielka korzyść dla państwa, któremu służy, ale nierzadko również spore zagrożenie.
Oczywiście DS nie powstaje z dnia na dzień. Tworzy się pokoleniami. Dlatego może powstać tylko w państwach, które przynajmniej raz korzystały z długiej ciągłości politycznej i ten czas dobrze wykorzystały. W Polsce DS nigdy nie powstało. Nawet w zalążkowej formie. Omówię dwa przykłady państw, w których DS się sprawdza i jeden – w którym poniosło spektakularną porażkę. Posłużę się przykładami konkretnych osób – przedstawicieli DS.
Jak wielu z Was zapewne zauważyło, w Niemczech istnieje zadziwiająca ciągłość kadrowa w dziedzinach takich jak wywiad, wojsko i dyplomacja. Oficerowie armii pruskiej zostawali generałami Wermachtu w czasie II wojny światowej. Oficerowie Wermachtu – generałami Bundeswery. Nie było żadnych istotniejszych czystek.
Tytułem przykładu: Bernd Freytag von Loringhoven (szlachectwo rodziny od XII wieku), oficer Wermachtu, w 1943 ewakuowany samolotem z okrążenia pod Stalingradem, adiutant szefów sztabów armii niemieckiej w czasie II wojny (Guderiana i Krebsa), jako major siedział w bunkrze z Hitlerem do końca kwietnia 1945, przygotowując dla niego raporty wywiadowcze, następnie w bardzo niejasnych okolicznościach wypuszczony z tego bunkra (musiała być to osobista decyzja Hitlera). W RFN (dochodząc do stopnia generała lejtnanta) został zastępcą dowódcy Bundeswery.
Proszę zauważyć, jak bardzo władze III Rzeszy dbały o jego życie – najpierw ewakuacja ze Stalingradu, potem wypuszczenie z bunkra – w ostatniej chwili. Ewidentnie był kimś bardzo ważnym; istotnie, okazał się planem B, jednym z ludzi, którzy zapewnili ciągłość elit państwa niemieckiego, jego polityki i celów. Oto DS w pełnej krasie. Mało tego – nasz bohater spłodził syna. Arndt Freytag von Loringhoven został zawodowym dyplomatą, a następnie wiceszefem niemieckiego wywiadu (BND). Potem zrobiony ambasadorem w Warszawie, następnie przestał nim być, ale do dziś miesza się w polskie sprawy. Jego głównym celem było i jest dopilnowanie, żeby Niemcy nie musiały płacić odszkodowań za zbrodnie Wermachtu, na którego szczycie służył jego ojciec.
Inny przykład? Richard von Weizsäcker, oficer Wermachtu i w latach 1984-94 prezydent RFN, był synem barona Ernsta von Weizsäckera, zastępcy Ribbentropa. Ernst został skazany za zbrodnie wojenne (odpowiadał za deportacje Żydów francuskich do Auschwitz). W procesie tym bronił go syn Richard – późniejszy prezydent Niemiec. To tylko dwa przykłady, w rzeczywistości np. BND została założona przez wysokich funkcjonariuszy reżimu hitlerowskiego, a ich etos i cele polityki (w tym także wobec Polski) nie są tam pustym słowem, choć funkcjonują za zamkniętymi drzwiami.
Jak widać, niemieckie DS działa bardzo sprawnie.
Inny przykład to USA. Tam DS funkcjonuje inaczej – nie opiera się (pomijam przypadek Bushów czy Brzezińskich) na wielopokoleniowych, arystokratycznych dynastiach, jak w Niemczech. Tam biletem wstępu do DS jest efektywna praca w wywiadzie, wojsku albo dyplomacji (proszę zauważyć, że relatywnie często byli generałowie zostają dyplomatami lub szefami służb wywiadowczych). Odejście ze służby, na emeryturę lub do sektora prywatnego, nie oznacza odejścia z DS – układu nieoficjalnego, quasi-towarzyskiego, w którym zostaje się do śmierci.
Przykład? Daniel Fried, dyplomata od 1977, władający biegle jęz. polskim, ambasador w Warszawie 1997-2000, następnie doradca G.W. Busha, w latach 2005-09 tworzył amerykańską politykę wobec Europy, potem odpowiedzialny za zamykanie obozu w Guantanamo. Mimo wieku (72 lata) ciągle aktywny, 22 stycznia br. spotkał się z PAD. Jeżeli zastanawiacie się, kto konkretnie odpowiada za aktualną politykę USA wobec Polski – obstawiam jego.
Amerykańskie DS także działa sprawnie.
Jakie są zagrożenia związane z DS? Otóż zasadniczo dwa. Po pierwsze, DS sprzyja utrwaleniu i konsekwentnej realizacji polityki. Jeżeli ta polityka jest zła (np. w Niemczech kwestia atomu, klimatyzmu, uchodźców, uzależnienia od Rosji) to DS opóźnia wycofanie się z niej, potęgując szkody wynikłe z jej prowadzenia.
Po drugie, DS to układy towarzyskie, oparte na kooptacji, sprzyjające kumoterstwu. To właśnie zgubiło wywiad brytyjski – tzw. Piątka z Cambridge, czyli sowiecka siatka szpiegowska w UK, pozostawała bardzo długo poza kręgiem podejrzeń, ponieważ byli to „nasi” – dokooptowani członkowie elity, z „dobrych domów” i elitarnych szkół. Ta afera i kilka podobnych unicestwiły funkcjonujące od setek lat brytyjskie DS, które obecnie nie istnieje.
W Polsce klasyczne DS nie ma możliwości powstać. Wymagałoby to współpracy obu obozów, co jest niemożliwe. Zalążkiem polskiego DS mogą zostać ludzie niepowiązani ściśle z polityką, którzy działają na rzecz CPK, Atomu itd. To często występujący pod nazwiskiem lub anonimowo, ważni biznesmeni, których wpływ na kierunek polskiej polityki jest większy niż by się wydawało. Zatem nasze DS, jeśli powstanie, będzie nowatorskie: zdecentralizowane, zdemokratyzowane i bardzo profesjonalne.
autor: Zygfryd Czaban
źródło: https://x.com/CDzwoni/status/1750910303590572425